wtorek, 26 lutego 2013

Neile/Liwenlwc - Blues Od Dnia Narodzin [2013]



Neile to koszaliński raper, którego nawet jakimś cudem udało mi się kiedyś usłyszeć na żywo. Pamiętam, że kiedyś w słupskim Kellerze jego ekipa "Eurobusiness" supportowała bodajże Małpę, albo Bisza? Ciężko teraz stwierdzić dokładnie co to było. Choćbym chciał to sobie nie przypomnę suchara jakiego opowiedzieli stojąc na scenie. Natomiast bardzo dobrze pamiętam moje pierwsze skojarzenie kiedy go zobaczyłem - "Wall-E" - pomyślałem. Teraz kiedy po tak długim czasie Neile wraca do mnie razem ze swoim debiutem na legalu, podtrzymuje moją pierwotną opinie.

Bardzo podoba mi się okładka albumu, przypomina taki dwutygodnik, który kiedyś dostępny był w kioskach Ruchu - Detektyw. Ci co kojarzą coś takiego i spojrzą jeszcze raz na cover to z pewnością podzielą skojarzenie użytkownika ślizgu. Taki polski oldschool.

Szkoda, że na tej okładce moje pochlebne opinie się kończą. Otwierający numer "Latam po chatach" jeszcze trzymał mnie w nadziei, że płyta może być naprawdę miła do odsłuchania. "W moich jajach trzy-raczki już czekają w kolejce, wylądują na brzuchu a mogły być takie piękne, cóż" - myślałem, że mam przed sobą bezczelnego rapera, który będzie mnie częstował świetnym bragga - no nie dał mi nic, cóż. Chociaż koncept płyty jakiś jest i tematyka może wpasowuję się w bluesowe standardy to wszystko jest takie wtórne i nudne, że naprawdę ciężko znieść całość.

Plus dla rapera jest taki, że ciągle jak włączałem płytę to naprawdę ciężko było mi się skupić na muzyce przez co nie jeden raz zabierałem się do jej ponownego odsłuchu. Co jednak nie działa na jego korzyść.

Skoro już tak mocno mi się płyta nie podoba to chociaż wymienię jej pozytywne aspekty. Ostatnie dwa numery nawet mi podeszły i myślę, że mógłbym kiedyś nawet odsłuchać je ponownie - "Zwijam Wrotki" i "4 Pory roku". Teraz naszła mnie taka refleksja - może to dlatego, że to ostatnie numery i podświadomie byłem zadowolony, że już nie muszę się zmuszać do odsłuchiwania płyty?

Bity? Nudne.

Płyta strasznie słaba. Mam nadzieję Neile, że już się nie usłyszymy. A na ocenę na pewno nie wpłynęła relacja na linii Słupsk - Koszalin, możesz mi wierzyć.

OCENA 2/10

środa, 6 lutego 2013

THE WEEKND - TRILOGY



                                                          The Weeknd - TRILOGY

Zacznijmy od początku... Szczytem chamstwa jest pomylenie The Weeknd z twórcą wielkiego hitu "Ona tańczy dla mnie"
The Weeknd to tak naprawdę Abel Tesfaye, Kanadyjczyk o Erytrejskich korzeniach, przyjaciel z dzieciństwa gwiazdy
amerykańskiego mainstramu - Drake'a.
Tak naprawdę pojawił się znikąd, nikt go nie wypromował, nikt nie wpompował w niego dużych pieniędzy.
Dał o sobie znać poprzez wrzucenie na Youtube, piosenki pod tytułem "What You Need".
Nikt nie wiedział kim jest, a sam zainteresowany nie starał się o rozgłos, za to muzyką napędzał całą otoczkę związaną z jego osobą.
Z czasem się ujawnił, a na jego stronie internetowej zaczęły pojawiać się darmowe mixtape.
Licznik mixtapowych produkcji staną na trójce ("House of balon","Thursday"i"Echos of Silence")
Po sukcesie jakie przyniosły te produkcję, Abel zdecydował się jednak powierzyć swoją karierę w ręce jednej z wielkich wytwórni
i tak o to pojawiło się trzy-płytowe wydanie o nazwie "Trilogy".

Pod względem marketingowym był to dość bezpieczny ruch, wszystkie trzy mixtape zostały połączone w jeden wielki projekt,
a jak wiadomo coś co już odniosło sukces (z tym, że brzmieniowo lekko odświeżone plus 3 nowe utwory)
uważane jest za pewniaka do dobrego profitowego startu.
Sam jako psychofan The Weeknd byłem bardzo zawiedziony, że nie wyda chociaż by dwunastotrackowego LP, ale i tak
po usłyszeniu owych dodatkowych kawałków (trzeba wspomnieć, że są naprawdę high level!) gładko to łyknąłem.
Pierwsza CD to kawałki z "House of Balloons" wzbogacone o doskonałe "Twanty Eight"
Całą płytę można nazwać klimatowo - senną, ale nie zamuloną, tracki nawzajem przeplatają się smutkiem i chilloutem.Dodatkowo nie można tu znaleźć słabego kawałka
Druga CD to mixtape "Thursday". Ten nośnik to zdecydowanie nastrojowo dużo smutniejsza płyta od swojej poprzedniczki, ale za to z pierwszym gościnnym udziałem wyżej wymienionego Drake'a.
Na moje ucho całość brzmi całkiem spójnie a obie części "The birds" i "Rolling Stone" koją duszę. Jako bonsuowy numer
Tesfay uraczył nas pięknym "Valerine"
Trzecia płyta to "Echos of Silence". Ostatnia część Trylogy poziomem również  prezentuje się wyśmienicie, a "Till Dawn",
"Same old song" i Montreal świetnie sprawdzają się na długie wieczory.
Dodajmy, że na tej częsci albumu został nagrany trzymający poziom cover hitu króla popu M.J czyli "Dirty Diana".

Podsumowując: Ciężko przeciętnemu słuchaczowi na raz pochłonąc taką dawkę materiału o aurze mocno spokojno-smutnej, ale
już ktoś o złamanym sercu nie będzie mógł się doczekać kolejnych produkcji.
Pomijając fakt, że zabieg marketingowy tej płyty to trochę odgrzewanie kotleta, to i tak autora można uznać za geniusza i
nadzieję alternatywnego soulu.
Porównanie Kandyjczyka z Michaelem Jacksonem nasuwa się samo, więc nie bezpodstawne są stwierdzenia o jego wielkim talencie.  
Ode mnie 5+/6 z wielkimi nadziejami na tzw. rozpierdol XXI wieku :)

wtorek, 5 lutego 2013

Raca - Pamiętniki Ludzi Nienormalnych [2013]

Można utrzeć dość ciekawy wniosek, że jeżeli chodzi o szczeciński rap, to jest on albo bardzo smutny, uznawany wręcz za emorap (Bonson), albo śmieszny, zarówno z jajem i inteligentnym humorem (Łona) jak po prostu "śmieszny" (Wini?). Racę jako rapera poznałem za sprawą dwóch osób, pierwszą jest Choker, który również udzielił się na albumie, drugą jest DonDe - jeden z moich ulubionych polskich producentów. W anno domini 2013 Raca, udostępnia nam swój album - Pamiętniki Ludzi Nienormalnych

Raper z Olecka jest dość charakterystyczny, już nie mówiąc o sprawach z życia prywatnego z których sam zainteresowany robi sobie Pudelka na własnym fanpage, ale w sednie sprawy. Jego flow z jednej strony nie jest jakieś kwadratowe a z drugiej słuchając całej płyty można odnieść wrażenie, że każde cztery wersy są nawijane wedle tego samego schematu. To samo dotyczy trzymania się bitu i jakiejkolwiek linii melodycznej sampla. Są momenty w których gospodarz pewnie płynie po bicie żeby zaraz nam pokazać jak duka wersy w celu zmieszczenia się w całej pętli. Moim zdaniem mimo tego, że nagrał już nie jedno, to ciągle nie umie zapanować nad flow i zrobić z tego atutu - swojego charakterystycznego produktu.

Warstwa tekstowa również mnie nie urzekła. Ciągle, kurwa, to samo. Picie i piekło, albo piekło i picie, albo piekło i picie i piekło. Cały czas mam wrażenie, że każdy numer jest o tym samym. Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś nie ma pomysłu na płytę to nie powinien szarpać się na long playa. Cała płyta właściwie brzmi jak jeden długi kawałek, tym bardziej, że bity w porównaniu do poprzedniej produkcji z Donde, również nie zapierają dechu w piersiach.

Miłą niespodzianką na płycie jest bez wątpienia występ Pana Duże Pe, dawno nie słyszałem gościa, fajnie było usłyszeć chociaż dupy mi nie urwałeś.

Ogółem rzecz biorąc płyta dla mnie jest zdecydowanie za długa i gdybym nie miał zamiaru pisać tej recenzji to bym gwałcił przycisk 'skip'. Nie trudno mi wystawić ocenę końcową. Raca! Daje Ci mocną czwórkę! Albo nie - trójkę - za to, że jesteś rudy.

OCENA 3/10

MAZ x CHOK x ZIELICHOWSKI - DŁUGA DESZCZOWA JESIEŃ #2

                         Maz x Chok x Zielichowski - Długa deszczowa jesień #2

Po przesłuchaniu Ep Rezoner duetu Chok/Zielichowski pomyślałem "Łoo. Całkiem nie złe, jest potencjał" samplowane bity fajnie bujały głowę, zwrotki były pisane z sensem, dojrzałością, a treść nie przerastała ponad formę. Kiedy dowiedziałem się, że chłopaki mają zamiar zrealizować kolejny projekt i dodatkowym elementem w wyżej wymienionym duecie ma być Maz, pomyślałem "to może być dobre" I nie zawiodłem się, płyta przeze mnie została odebrana jako New School z Old Schoolową duszą. Swoimi gościnnymi zwrotkami płytę urozmaicili Deobsona, LaikIke1 i wokalistka Marta Wólczyńska.

Pierwszy singiel pt. "Lustra" z miejsca do mnie trafił, dodajmy że teledysk do tego utworu również był zrobiony z pomysłem. Nie był to gówniany "One shot", a całość była wykonana z pełnym profesjonalizmem. Track oparty na ciekawym patencie porównania "dobrych i złych" części osobowści dwóch MC Kolejnym singlem był "nie próbuj mnie zrozumieć" z gościnnym udzałem LaikIke1. W mojej ocenie wszyscy trzej popłyneli równo, chociaż każdy w swoim stylu, a muzycznie doszukałem się Swag'owych elementów podobnych do produkcji Clams'a Casino i Very'ego Rare. Otwierająca płytę "jesień" to przede wszystkim średnio pasujący śpiew Marty, który trochę działał mi na nerwy, ale po przesłuchaniu pełnych 3 minut odebrałem to jako wypadek przy pracy i była to dobra zapowiedź całego materiału, który wprowadził mnie w aurę Jesienno-Deszczową. "Czas mnie poznać" to trochę odbiegający od klimatu numer, gdzie gospodarze przypominają dlaczego są w grze. Bit bardziej pasuje do "Rezonera", a nie do "Długiej deszczowej jesieni" co jest minusem, ale na to również można przymknąć oko. Całość wypełniona Cut'ami i klasycznymi scretchami DJ Nambear'a. "Najlepszy" to w mojej opini najlepsza pozycja na krążku, na której tematycznie chłopaki opisują nam swoje związki. Wszystko poparte jest świetnymi wersami Maza i trzymającymi poziom lirykami Deobsona i Choka. W tym numerze Marta zrehabilitowała się za jesień i zaśpiewem pokazała dlaczego przez niektórych nazywana jest polską Mary J. Blige. "Zwykły" uświadamia że nawet będąc przeciętnym można być nie zwykłym i wyjątkowym, a wyższe wartości są wyznacznikami człowieczeństwa. Siódma pozycja na playliście to "Bez pożegnania"- najbardziej osobisty numer na płycie, w którym słyszymy o wspomnieniach, śmierci i utraconych osobowościach. Na koniec Ep'ki dostajemy "Kartkę z kalendarza" opowiadająca nam o życiu, które z biegiem lat nie staje się łatwiejsze i działa według tego samego schematu.

Podsumowując: płyty słucha się z zainteresowaniem, klimat jest ciężki, ale nie dołujący. Muzycznie Zielich stanął na wysokości zadania, wokale Choka i Maza fajnie się uzupełniają, miedzy raperami, a producentem wyczuwalna jest chemia. Goście nie przyćmili w żadnym wypadku gospodarzy (czego się najbardziej spodziewałem) Zwrotki Laika, Deobsona oraz Wokal Marty spełniły swoje zadania przez co nie możemy narzekać na nudę. Osiem numerów zawartych na CD pozostawia lekki niedosyt przez co chce się czekać na kolejne produkcje. ODE MNIE 4 Z WIELKIM PLUSEM! :)