czwartek, 31 stycznia 2013

TrzyBe/Kosaaa - Pierwiastek: Emocje [2013]


TrzyBe to raper z Ełku, trafiłem na niego w dość ciekawy sposób. Pewnego pięknego dnia na fejsbuniu dostałem wiadomość z linkiem do youtube od kumpla z dokładną minutą i sekundą, która mam włączyć. "Łyknij, wstrzyknij, wciągnij, spal to - autora nie pamiętam choć ten joint był miazgą" - kilka lat po wydaniu mojej EP, już prawie sam o niej zapomniałem, dostałem props od totalnego dla mnie noname'a no i tak zapamiętałem autora tego numeru ze składanki Ckbtz. 

Nie wiem w jaki sposób umknął mi ten album bo starałem się na bieżąco sprawdzać co tam u 3B. Wypowiedzi innych na temat płyty tym bardziej zachęciły mnie do przesłuchania, głównie zachwalany był głos, który jest istnym katalizatorem emocji i pewnie dlatego też tak a nie inaczej została ona nazwana. Po przesłuchaniu pierwszych trzech tracków, odniosłem wrażenie, że to tylko intro."Jeszcze udowodnie im" (odowodniĘ - błędy ortograficzne na okładce i trackliście? poważnie?), "Punkt X", "Płynę jak chcę" - Opowiadają o tym jak powstawała płyta, jakim stylem się charakteryzuje raper, jedną trzecią płyty mamy już za sobą a emocji? Nie stwierdzono.

No, ale staram się szukać dalej i dacie wiarę? ZNALAZŁEM! Na siódmym numerze, w zwrotce HuczuHucza różnica między tymi dwoma raperami polega na tym, że czy zwrotka Hucza się komuś podoba czy też nie - ona opowiada o czymś. Słuchacz jest w stanie się zastanowić co ma zamiar przekazać autor, natomiast jeśli chodzi o zwrotki rapera z Ełku to niestety, może jestem ograniczony, ale to taka zwykła grafomańska paplanina, bez jakiegoś drugiego dna. I nawet jeśli autor rzeczywiście podczas pisania zwrotki chciał nam przekazać całego siebie, to po prostu jego warsztat jeszcze nie za bardzo mu na to pozwala. Wszystko pisane jest dość ogólnikowo, niby jest smutny, ale nie jest, niby jest zły, ale tak naprawdę to sam nie wie.

Chociaż głos to rzeczywiście bardzo mocny atut płyty to flow nuży nawet przez te niespełna trzydzieści minut rapowania, ale wiem, że to można poprawić bo momentami naprawdę to wszystko się ładnie klei z solidnymi bitami Kosyyy (nie wiem czy igreki też mam powielać przy odmienianiu ksywki!). Sama warstwa techniczna wymaga jeszcze sporo poprawy, kłopot z seplenieniem i akcentowanie, na przykład ostatnich sylab, to dość rażący błąd. 

Liczył ktoś ile razy padło słowo niezależność?

Płyta mierna, zawiodłem się trochę ze względu na to, że sporo osób, które słuchają dużo podziemia, propsowały album. Mnie znudził i przytaczając klasyk "nie kumam spustów".

OCENA 4/10

środa, 30 stycznia 2013

Cira - Plastikowy Kosmos [2013]


Cira naciera na Ciebie, bo ciary na ciele Cię cieszą, dziewięćdzi... o jezu, wciąż pamiętam ten słowotok, słów potok wypowiedzianych, ale z sensem. Płytka, która starsi słuchacze mogą pamiętać jako te dodawaną do Ślizgu, mało wtedy było takich podziemnych płyt wartych przesłuchania. A może i dużo, ale na prawdę ciężko było je znaleźć tutaj mieliśmy to podane na dłoni, nielegal prawie na legalu, tylko w dobrych kioskach osiedlowych.

Cira to raper z Białegostoku, znany ze swojej płyty o której już wspomniałem "Zapracowany Obibok", który doczekał remake'u wydanej "po bożemu" na legalu w Step Records oraz wspólnych płyt z Nikonem. Na jego teledysku można zobaczyć jego rysunki, gdzieś doczytałem również, że gra w teatrze, na jednym numerze wspomniał, że uczy małolatów ojczystego języka. No to mamy prawdziwego artystę z Podlasia, człowiek renesansu.

Niedawno w moje ręce trafiła jego nowa solowa płyta w całości wyprodukowana przez Szatta z Nocnych Nagrań - Plastikowy Kosmos.

Big Bang. Od wielkiego wybuchu ponoć wszystko się zaczęło, a przynajmniej dla naukowców to najbardziej prawdopodobny scenariusz genesis. Cira też tak twierdzi i tak zatytułowane zostało intro. Plastikowy Kosmos to nie tylko tytuł singlowego numeru. Mamy koncept na płytę, Cira nas zaprasza do swojej płyty z koncepcją. Melomani szczególnie mile widziani. Pierwszy numer próbuję nam dać taki przedsmak tego czego możemy się spodziewać po albumie. Mamy głęboki bit i trochę poetyckie wersy Cirsona, więc zaczynamy.

Chociaż płyta miała być z pomysłem, z koncepcją, to jednak mamy numery, których tematy zostały już dosłownie przeruchane przez każdego rapera na polskiej scenie "To tu" - czyli rap o hip hopie. "Spacer" to naprawdę powielane milion razy, czy któryś MC nie zabierał nas ze sobą na spacer? Eldo, Sokół, CNE, Raca, no nie wiem, to takie przykłady rzucone pierwsze z dupy. Jest jeszcze "Przybywa nam lat", chociaż tutaj również mamy wtórność w tematyce, to wynagradzają nam to goście. Miłe urozmaicenie całej płyty kiedy gospodarz zaczyna nas nużyć. Świetne skrecze DJ Ace'a i aż cieknie esencja tej muzyki kiedy samplowi zaczyna akompaniować perkusja. No to skoro jesteśmy przy gościach to może kilka słów o nich.

Hukos pojawił się na płycie dwa razy, osobiście bardzo go lubię, chociaż te jego zwrotki zazwyczaj są bardzo proste napisane, przewinięte bez żadnych fajerwerków to zawsze chcę ich przesłuchać. Wszystko co opowiada jest nawinięte w ciekawy sposób i nadrabia braki w technice. Treść nie forma. Jego występy na Plastikowym Kosmosie to naprawdę mocny element płyty i czekam na zapowiadany wspólny projekt Hukosa i Cirsona.

Tusz Na Rękach i Miuosh poprawne zwrotki, fajnie, że są, ale obyłoby się bez nich. Jeżeli chodzi o Onara to  wkurwia mnie jego flow, też zauważyliście, że robi przerwy na wdech w najbardziej nieodpowiednich momentach? Nie wiem co koleś ma w głowie jak nawija w taki sposób zwrotkę i tak tnie te zwrotki jak szkiełka na witraże, to może wybrać lepsze momenty.

"Pięć Zdjęć" no właśnie takich numerów się spodziewałem, chociaż mnie takie rozkminki tak bardzo nie ruszają, to z chęcią bym się dowiedział o jakich zdjęciach mowa. Napisałem Cirze wiadomość z prośbą o podesłanie jakiegoś jotpega, na pewno się tutaj podzielę o ile dostanę jakąś odpowiedź. Track to tribute dla zmarłego podlaskiego fotografa Wiktora Wołkow, z tego co przeszukałem w internetach to mało jest jego prac, ale trzymajcie, może komuś się spodoba:

http://www.wrotapodlasia.pl/pl/galerie/podlasie_obiektywie/n_wolkow.htm

Tytułowy numer zostawiłem sobie na koniec. Bit aż sam wysyła na orbitę. I wyszedł piękny numer o rzeczywistości, przedstawiony jako nierzeczywisty plastikowy kosmos. Całą trójka z Biszem i Tetrisem stanęli na wysokim poziomie i chyba trochę goście nawet wyprzedzili gospodarza, całości się przyjemnie słucha.

Szatt nam naprawdę zafundował lot promem, bity są głębokie, niektóre dzwięki wyciągnięte jakby prosto z Akademii Pana Kleksa w kosmosie, ale głęboka trąbka idealnie wpasowuje się pod te zwrotki. Chociaż dla mnie nie są to produkcje, które chciałbym słyszeć na instrumentalach, to "jakiśtam" klimat został zbudowany. Chyba takie to miało być.

Białostoczanin zawsze był dla mnie raperem, który pomimo wielkich umiejętności robienia ze słowa polskiego wszystkiego jak z Delmą (vide "Sz Cz") to mocno niedoceniony. Album raczej nie trafia do jakiegoś szerokiego grona, dlatego przykro słyszeć, że taki stan rzeczy utrzyma status quo. Numery, które miały być poetyckie zostały rozbite przez technikę Ciry, która, według mnie, ogranicza go dość mocno w przekazywaniu tego co chciałby przekazać. Wynikiem mamy ani wiersz, ani bragga. Ciężko mi ocenić tę płytę, chociaż niby nie ma do czego się przyczepić to materiał jakoś do mnie nie trafia, dlatego houston, we've got a problem.

OCENA 6/10


czwartek, 24 stycznia 2013

Maz/Chok/Zielichowski - Długa Deszczowa Jesień [2013]


Chociaż od nie dawna w tym siedzę to uważam, że bardzo ciężko oceniać płyty z własnego podwórka. Postaram się podołać. Maz, słupskiej scenie pewnie bardzo dobrze znany z płyt CKW, członek Conkretnego Elementu (pamiętacie to jeszcze?), od bardzo dawna dał nam tylko kilka empetrójek raz na jakiś dłuższy czas, a z zapowiadanych projektów zazwyczaj zostawały tylko bardzo ładne okładki, które nigdy nie doczekały się zawartości. Jednak nie dał o sobie zapomnieć, ciągle był popyt na jego zwroty i nierzadko dało się przeczytać kolejne pytanie "Co z Mazem?" na internetowych forach. No to mamy.

U Chokera natomiast wciąż pada, okazało się, że to przez długą, deszczową jesień. Cztery razy w roku. Ósemka w poziomie. Bardzo dobry według mnie debiut z Zielichowskim nie okazał się jednorazowym wybrykiem i w dość krótkim czasie, idąc za ciosem wydaje kolejną płytę. No to mamy.

Cała oprawa graficzna pięknie, minimalistycznie przygotowana. Okładka w pełni oddaje duszę płyty, jak się będzie prezentować na żywo niestety dowiem się dopiero po dotarciu pre-orderu.

Płyta oczywiście zaczyna się dźwiękiem deszczu. Chok taki troche Rainman. Trochę się na początku zawiodłem, piękny głos Marty zaczyna się tematem jesieni, deszczu i kubka kakao - jak dla mnie to trochę pastisz grafomańskich wierszy wychowanek domów dziecka. Na szczęście następne jej wejścia na całej płycie po kilku odsłuchach świetne, zbudowała klimat złotej i przykrej pory roku. Numer "Najlepszy" bez jej wjazdu to serio nie byłby ten sam numer i chociaż nie znam się na kwestiach technicznych śpiewu o których ona pewnie mogłaby mi mówić godzinami, na moje przyklapnięte ucho brzmi to naprawdę dobrze.

Numer dwa to trochę tak jakby się rozchmurzyło, mocny numer. "Nasz rok, Maz Chok" fajny dubel, fajny duet. Można zarzucić zburzenie klimatu albumu, może dobrze by było wrzucić go chociaż na przedostatni track? To co u Chokera mi się najbardziej podoba, to ta jego lekkość w składaniu podwójnych, nie robi tego na przymus, one po prostu są, przez co całe numery brzmią lepiej. Chyba jedyna zwrotka, która mocno podobna jest do poprzedniej płyty, czyżby jeden z pierwszych nagrywanych wokali? "Patrze się tylko do lustra jak chce pomocy od kogoś" - weszło mi w głowę.

Dobra przejdźmy do moich faworytów. Najlepszy "Najlepszy", pominę już wkład Marty, która jest jednym z mocniejszych ogniw numeru. Słuchacze są bardzo głodni autobiografii - Maz - tyle emocji w zwrotce, że można je wyciskać. Jak tylko padają pierwsze nierymowane zdania, to nie można się doczekać, kiedy dowiemy się w ogóle o co chodzi. Bije allahy - własnie takiego rapu chce się słuchać.

"Kartka z kalendarza" - to właśnie na takie numery liczyłem po tym jak dowiedziałem się jak płyta się nazywa. "Długa Deszczowa Jesień", kurewsko długa. Emocje pomieszane z paranoją. Choker prawdopodobnie dał tu najlepszą swoją zwrotkę z płyty i w tym numerze wygrywa z kolegą, chociaż słuchać, że momentami  mógłby polecieć lepiej, ale słychać, że zaczął kombinować z flow, z tekstami. Jeszcze dużo może pokazać.

Nie da się ukryć, że tak naprawdę klimat płyty zbudował Zielichowski. To co zrobił na "Zwykły" to szok, świetne aranżacje. Przy pierwszym odsłuchu na szybko przełączałem końcówki, naprawdę miałem zajebistą niespodziankę jak odsłuchałem to jak producent bawi się muzyką w tych kilkunastu ostatnich sekundach. Bez wątpienia jeden z lepszych producentów. Jaram się brzmieniem i to w jaki sposób łączy dwa, wydaje się, że inne sample - w jeden numer, który wyzwala emocje i pozwala poczuć ciary na plecach. Gitara Mezgera - spoko urozmaicenie.

Deobe - go chyba nie słyszałem tak dawno jak Maza. Gość ma tyle charyzmy w głosie, że z pewnością sprzedałby mi kartę kredytową przez telefon. Mocno się wyróżnia i twardo stoi na bicie. Fajnie, że dał aż dwie zwrotki, ale i tak zostaje niedosyt. Jeżeli chodzi o NIKTWPOLSCEJAKLAIK to nie umiem się wypowiedzieć obiektywnie, koleś ma tyle wyznawców, że boję się, że jeżeli powiem, że naprawdę słabo to oskarżą mnie o herezję. Raz się żyje. Laik słabo. Jedyny plus, że płyta dotrze do kilkuset głów więcej chociażby na ksywkę.

I tutaj trochę strzelam w ciemno, refreny chyba Maz pisał. Akcentowanie jest tak ułożone inaczej, ciekawe czy mam rację.

Ogólnie rzecz biorąc trzydzieści minut słupskiego, smutnego stylu. Od Maza dostałem świetne linijki, od Choka chciałem usłyszeć tego tyle jak na "Zapachu Szkła" w którym się zakochałem i tu czuję trochę niedosyt. Płyta naprawdę świetnie urozmaicenie spacerów w dni, w których prawie ciągle jest ciemno. W zimę zafundowali nam jesień. I nie jest mi przykro, że naprawdę dobrze się słucha jak cierpicie.

Odsłuch płyty na YT

OCENA 7 / 10

piątek, 11 stycznia 2013

B.R.O. - High School [2013]


Zawsze musi nadejść taki moment, taka jest rzeczy kolej. Po 'A' zawsze jest 'B' a my wszyscy jesteśmy tego świadkami. Wymiana pokoleń jest nieodzowna i chyba następuje właśnie teraz. Wychowani w innych czasach, na innych wartościach, kiedy światem rządzą już inne niż nam kiedyś znane reguły gry. Zapraszam więc na recenzję płyty BRO.

BRO to młody warszawski raper, przyodziany pseudonimem księcia gimbazy. Można było go usłyszeć na płycie Chady gdzie wjechał z nienajgorszym refrenem, ale trochę nie pasował tematyką i autentycznością do numeru. No, ale tego refrenu nie mogę mu odmówić - nieźle się wkręcił.

Ogólnie to sama okładka działa na mnie jak płachta na byka i to nawet nie chodzi o ten czerwony kolor. High School to miało być chyba nawiązanie do wyższej szkoły w zamian oldschoolu, który każdy tak kocha i trueschoolu, którego wszyscy tak bardzo nie rozumieją. Mi jedyne co przychodzi na myśl to po tym co widziałem na klipie jak i na pudełku, to high school musical.


Bity nie należą do najgorszych produkcji, na dwóch produkcjach udzielił się nawet Donatan. Akurat w kwestii produkcji nie mam nic do zarzucenia, chociaż myślę, że jak na to, że chłopak złapał tyle kontaktów jak do tej pory to śmiało mógłby wybrać lepsze pętle. Na szczęście plastiku do ucha nam nie wkłada.

Jeżeli chodzi o samo rapowanie to słuchając całej płyty na raz to słuchacz może odnieść wrażenie, że niewiele się zmienia prócz właśnie samych bitów. BRO płynie po tych bitach, ewentualnie maniera i głos może niektórych drażnić, moim zdaniem głos ma ciekawy, przyjemnie się go słucha i jest fajnym urozmaiceniem na różnych gościnnych występach. Momentami w miejscu gdzie wersy naszpikowane są wielokrotnymi rymami to bardzo fajnie płynie po tych bitach, wie jak je nawinąć i ma na to pomysł, co często sprawia poważne problemy dinozaurom. Więc tutaj jak najbardziej na plus.

Jeżeli chodzi o samą jakość tych rymów to już jest gorzej. Te jego podwójne rymy są tak wymuszone jakby składać je zaczęła Anna Samusionek. Momentami całkowicie niepotrzebne, często nawijane na siłę. Z każdym kolejnym mam wrażenie jakbym słyszał te podwójne na każdej podziemnej płycie kolejnego Młodego, Siwego, Szczurka albo Seby z rejonu, który właśnie skumał o co w tym chodzi (chociaż niekoniecznie wiem jakie teraz ksywy są modne). Nie wiem właściwie ile razy zostało zrymowane rap/brat/świat - trochę mnie to przeraża.

Wersy typu "walimy szesznastki, ale na kartki", "studio i studia" - przypominają mi się moje stare wersy, moje i moich kolegów, i ich kolegów, właściwie chyba każdy to nawinął, tak, Jimson też.

Jedynym numerem, który w ogóle wpadł mi w pamięć to "Gorzka Czekolada", ale i tak cały numer jest tak sztywno opisany, że bardziej bezpośrednio się nie da, brzmi jak relacja z wyjazdu kibiców. Tak jakby podczas wypisywaniu tych podwójnych na siłę, chłopak tracił finezję pod piórem. Tutaj dużo pracy na niego czeka żeby nie brzmieć wtórnie. Trochę POLOTU proszę - to nie dużo.

Ogólnie na plus dla mnie zwrota Sulina, fajnie przewinął w ciekawy sposób, trochę mocny składak bo stworzył z siebie jakiegoś potwora, który nie musi oddychać, ale tej jego szesnastki chce się słuchać o wiele bardziej niż gospodarza, więc trochę wygrał. 

Jeżeli już jesteśmy przy gościach to bardzo pozytywnie, że nie ma tam nikogo znanego, małolaci z podziemia na podobnym poziomie, nie ma lansowania się na ksywkach. To się ceni i dla mnie za to ma duży plus i jakiś kredyt zaufania.

Ogólnie rzecz biorąc płyta wtórna, nudna, nawet te śpiewane wstawki kojarzą mi się tylko i wyłacznie z VNMem (numer "Śnieg" łudząco podobna linia melodyczna refrenu). Za to, że nie sprowadził całego Wielkiego Joł czy Stepu na płytę na pewno odsłucham kolejną, BRO naprawdę w niewyjaśnionych okolicznościach jak sam wspomniał został wyrzucony z rapowaniem na głęboką wodę, to zdecydowanie nie jest jego czas, życze mu jak najlepiej. Nie wiem jak można w ten sposób zostać królem Gimbazjum, ale wychodzi na to, że to przez tak zwany SWAG. Mnie osobiście wkurwia mnie ten blichtr i kolorowe najacze na ich stópkach, ale może właśnie takie jest to nowe pokolenie dzieciaków urodzonych na moment przed nowym millenium.

OCENA 3/10

sobota, 5 stycznia 2013

Emen - Przedmieścia [2013]


Emen - dla mnie totalny noname do dzisiaj. Dzięki Bogu za forum SLG, że jestem w stanie w ogóle dotrzeć do takich perełek. Z tego co udało mi się ustalić, albo mi się wydaje, Emen jest z przedmieść Dąbrowy Górniczej, aktualnie mieszka na wyspach. Był poddany operacji strun głosowych co chyba wyszło mu tylko na plus - nie wiem jak brzmiał przed.

Zacznę może od klipów, jak na amatorskie produkcje naprawdę świetnie to wygląda Ener, odpierdolił kawał dobrej roboty z chęcią zobaczę od niego jak zacznie wkładać jakieś koncepcje do klipów, bo montaż i ujęcia naprawdę świetne.

Charakterystyczny, zachrypnięty głos płynie po bitach. Śpiewane wstawki/refreny wypadają naprawdę nieźle  i właściwie szkoda, że raper swoim śpiewaniem zjada wokalistkę zaproszoną na projekt - Sandro, sory. Plusem jest, że nie słychać kwadratów w rapowaniu, fajne przenoszenie wersów, kończenie jednego, ale nie kończenie myśli. Wiecie o czym mówie?

Goście na płycie według mnie tragedia. To chyba akcja zapraszamy ziomów, żeby lepiej wypaść na ich tle, ciężko powiedzieć. Każdy brzmi jak 'wszyscy', no po prostu są żadni. Duch tylko charakterystycznie, ale to jeszcze nie jego czas.

"Tulipany" - pierwszy numer, który rozjebał mi głowę. Różne kolory tulipanów reprezentują inne uczucia. Refren naprawdę dobrze wyszedł, często słyszę podśpiewywanie laików, którzy coś tam śpiewają, ale melodia w ogóle nie kładzie się dobrze na bicie, tutaj jest inaczej. "Chociaż Wiz to bardziej Air niż Khalifa" - świetny wers.

"Przedmieścia" - włączam i myślę, kurwa Baku znowu. Dobrze, że tego wokalu Sary Bareilles tak mało, bo chociaż uwielbiam numer Winter Song, to jest to właśnie ten rodzaj sampla, który sam gra numer. Po prostu wacki na nim potrafią zrobić numer, który brzmi naprawdę bardzo dobrze. Więc tutaj ma minus u mnie i gdyby reszta płyty była chujowa to wybacz Emen, ale znienawidziłbym Ciebie. Na szczęście jest inaczej. O wokalistce już napisałem wyżej.

"Trzy godziny po północy" - lipa, że tak dużo tego Ducha, chociaż wjazd zapewnił zajebisty. Fajny numer, kto nie miał tego problemu? Telefon + alkohol to kiepska opcja. 

Czuć w tym rapie silne parcie na sukces "Trochę dłużej" i "Limitless" (Dlaczego się nie znalazł na płycie?). Taki trochę Eis. Jak dalej będzie na tyle bezczelny i zaliczał progres, to kolejna płyta będzie totalnym rozpierdolem. "Przedmieścia" chyba były nagrywane w dość długim okresie czasu, słychać, że jedne zwrotki są przewijane lepiej inne gorzej. Tak jakby autor był z numeru na numer coraz lepszy, ale to może być moje subiektywne zdanie.

Odnośnie bitów to naprawdę dobre produkcje. Jak włączyłem "Szkoda, że", trochę się zawiodłem, nie lubię jak na tym samplu jest grany inny kawałek, który katowałem swego czasu, ale sampel świetnie wyciśnięty. W mojej opinii Emen lepiej brzmi na Emenie, nie wiem od czego to zależy. Bity innych producentów są dobre, ale nie czuć chemii. Co tu więcej powiedzieć no nie urywają dupy. (+48 sampel z "W domach z betonu"? )

Podsumowując - naprawdę dobra płyta bez jakichś asłuchalnych gniotów. Świetne bity i noname, który od dzisiaj zdobywa ksywkę. Lajkuję fejsbunia i czekam na więcej. Do płyty na pewno wrócę i mam nadzieję, że zamiast tych payslipów to będziesz czekał na gażę za dobry rap.

P.S.
Na koszulkach nie pisze a jest napisane.

OCENA 7/10

piątek, 4 stycznia 2013

Popek - Monster [2013]

Popek i Goście - MONSTER

Oj, Popek, Popek. Co ja mam właściwie z Tobą zrobić? Sam już nie pamiętam kiedy Nasz Pop zaczął wspominać o tym, że ma w planie nagranie takiej a nie innej solowej płyty. Znienawidzony przez jednych jako propagator nurtu JP, pokochany przez gimbazę. All Eyez on Popek w momencie kiedy mianował się samozwańczym królem Albanii. Wytatuowane gałki oczne, wieszanie na hakach, skaryfikacje. Po tym co pisał na swoim fanpage'u wszyscy byli wręcz przekonani, że to prowokacja, że nikt nie może być takim pojebem. Może. Premiera była przekładana kilkakrotnie, podobno tylko Pezet ze swoim radiem wygrał w tej kategorii. Aż w końcu rok 2013 został otwarty MONSTEREM.

Okładka to śmieszna sprawa, jakbyście pokazali ją komuś kto mieszkał po kamieniem przez ostatni rok powiedziałby pic na wode, fotomontaż.


     

Nie, kurwa, kolo - to morda artysty. No trochę kolory zmienione pewnie w Picasie, tzn. strzelałem, że w Picasie.

Startuję z płytą i zaskakuje mnie od razu kurewsko mocny bit, bardzo fajny refren i Londyn na bicie. 'Be Yourself'. Popka wersy stety-niestety nie są już kopalnią Wujek beki, nie są arcydziełem flow, dalej zostają kwadratowe, ale w porównaniu do poprzednich produkcji Popka są S-Ł-U-C-H-A-L-N-E. Nie wiem w sumie co Król Albanii ma ciągle do zapachu pizdy. Bardziej od jego zwrotek podobają mi się jakieś pojedyncze wstawki w bit, niektóre przewijki, które nie są zwrotkami - trochę smutne.

Dziwna sprawa Hijacka - właściwie lubię gościa flow, w ogóle nie wiem czemu płyta nie nazywa się Popek feat. Hijack. Trzy numery pod rząd - Hijack to, Hijack tamto. Wierny jak Robin przy Batmanie, jak Żary przy Wilku. W języku polskim to tylko pomocnik, paź, ale skoro płyta mocno pachnie Londynem możemy go dumnie nazwać Sidekickiem bo koleś daje radę od czasu do czasu.

Strasznie propsuje wstawkę ze Wściekłych Psów, bo uwielbiam ten film tylko nie rozumiem intencji wstawienia tam tego. Nie wiem czy dawno nie widziałem tego filmu i zapomniałem o co w nim chodziło, czy ktoś miał inną interpretacje.

"Jeszcze Firma nie zginęła" - a szkoda bo refren z bitu chyba wypada.

"Pain be my guest" - to hardkorowy numer i nawet tak brzmi. I chyba najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że ten kawałek jest prawdziwy, widzieliśmy filmik jak Wariat się wiesza na hakach. Jak dla mnie normalnie te wersy byłyby śmieszne, ale czuje emocje w tym numerze. Ciężko przejść obojętnie. Na plus, serio. Jestem jebnięty?

"We Party Hard We Never Rest" - pierwszy gościu mi podchodzi, ale to i tak sprawa bitu, każdy na nim mógłby być prosem. I tutaj Popek pokazuję jak spierdolone wersy można wrzucić na bit. Mocno mi to przypomina "Łuk" Firmy, który jest cytowany wśród moich znajomych za każdym razem kiedy mamy bekę z polskich rapów. Ważną lekcją zdejmować kondomy po pójściu w zug w ekipą Popka, jak rororozpieralacie hajs gwałcąc kredytowe karty, bo żona może ją znaleźć na waszym penis. Nie wiem, która wersja mi się bardziej podoba, ale przyjemny numer.

Sobota i Rena to bracia? tfu, rodzeństwo? Nędznie.

"Kto nie ryzykuje, Szampana nie pije" - wiecie przepierdalam się przez tę płytę lekko wkurwiony, bo 3/4 to gniot po prostu i opcja ciary jest grana. Wjeżdża Paluch, a on na takich bitach się czuje jak ryba w głowie. Pop nawet mnie nie rozprosił. Niespodzianka płyty, Sokół, co za wejście, zabawa z flow, z tekstem. Zjadł płytę zwrotą.

Czekałem jeszcze na Słonia, no niestety, odjebał chyba zwrotę na odpierdol. Myślę, że bit mu w ogóle nie przypasował, ale zaprosili to nagrał. Nic więcej dodać nie mogę.

Podsumowując Popek mnie zaskoczył, odnotował progres, płyta pachnie Londynem, fajne gościnne występy. Bity rozjebały system. Król Albanii niestety najgorzej na płycie, ale, kurwa, lubię tego wariata. To coś jak wokalista pankowej kapeli, kogo obchodzi jak on śpiewa? Koleś ma charyzmę, kilka numerów świetnych do auta, numer z Sokołem i Paluchem wpada na moją playlistę. Dzieciaki i tak mu złoto załatwią, a niech ma!

OCENA 5/10